REJS NA NISYROS
Rejs na Nisyros – malutką, niezwykle wciągającą wysepkę, na której znajduje się także najmłodszy wulkan na Morzu Egejskim to najciekawsza z wycieczek jaką polecamy przy okazji pobytów na Kos. Rejs z Kardameny trwa ok. 1 h, jest lekki i przyjemny, a na samym końcu czeka prawdziwa perełka.
Byłam już w Grecji tyle razy, ale wyspa Nisyros wzbudziła mój szczery zachwyt. Jest to niesamowicie klimatyczne i urzekające miejsce, ponieważ prawie nie ma tu turystów, są dosłownie ze 2 czy 3 hotele, typowa Grecja, która obroniła się przed masową turystyką. Można za to poczuć klimat codziennego życia mieszkańców, ich rytm i błogi spokój. Słowa pośpiech i stres są im zupełnie obce. Wyspa o wielkości dzielnicy Warszawy liczy sobie ok. 1000 stałych mieszkańców, a najstarsi z nich mają nawet po 111 lat. Na wyspie jest 1 karetka, 2 lekarzy i 3 pielęgniarki. Do wielu wiosek trudno zimą dojechać, gdy coś się dzieje potrzebny jest helikopter. Nie ma szpitala, szkoły wyższej, po to wszystko trzeba wybrać się na Kos.
Jak to w Grecji, wszystko jest usprawiedliwione w mitologii. I tak wg tejże Nisyros była kiedyś częścią Kos. Powstała przez przypadek, w trakcie kłótni Posejdona i jednego z gigantów – Polivotisa. Posejdon nadział na swój trójząb kawałek wyspy Kos i cisnął nim w Polivotisa, na zawsze zatapiając go w Morzu Egejskim, właśnie pod wyspą Nisyrios.
Główną atrakcją wyspy jest położony w środkowej części wyspy najmłodszy wulkan na Morzu Egejskim i jeden z największych wulkanów hydrotermalnych na świecie. Krater wulkanu leży w głębokiej dolinie. Po jej stromych zboczach wiją się wąskie, białe serpentyny dróg, które polecam pokonywać autokarem ze zorganizowaną wycieczką. Miejsce jest trudno dostępne i jeśli przypłyniecie na wyspę na własną z pewnością trudno będzie się dostać do krateru, bo autobus kursuje raz lub 2 razy dziennie.
Krater wulkanu Stefanos jest głęboki na ponad 300 m i schodzi się do niego stromą, kamienistą ścieżką, na której ludzie wyglądają z dołu jak mróweczki. Temperatura na dnie krateru jest wysoka, wciąż wydobywa się intensywny i mało przyjemny w zapachu siarkowodoru, a po pewnych miejscach stąpać w ogóle nie można. Zimą dno pokrywa się bulgocącym błotem i nie można tam podchodzić. Należy też zachować pewną dozę ostrożności w poruszaniu, bo pomimo, że nie przewiduje się już wybuchów wulkan wciąż jeszcze nie wygasł, złowrogo pomrukuje i jest monitorowany. Dlatego w miejscach, gdzie leżą pomalowane na czerwono kamienie znajdują się czujniki temperatury i za ich poruszenie grożą wysokie kary finansowe.
Oprócz tego na wyspie jest kilka urokliwych, typowo greckich wiosek nie tkniętych zupełnie turystyką, zamieszkałych czasem przez 20 kilka osób, czasem przez 60. Do takich należy położona wysoko na obrzeżach korony krateru przepiękna biało – niebieska, wysadzana biało czarnymi kamieniami wioska Nikia. Stąd roztacza się wspaniały widok na dno wulkanu. Jeśli ktoś dysponuje czasem warto też wstąpić do Pali czy Emporios.
Drugą po wulkanie atrakcją wyspy jest miasteczko Mandraki, największe na wyspie bo liczące sobie aż ponad 600 z 1000 stałych mieszkańców wyspy. Przybijając do portu za cel należy sobie postawić górujący nad miastem biały klasztor Panagia Spiliani, wybudowany pod murami zamku Joanitów, którzy zajęli wyspę w roku 1315. Przedzierając się przez gąszcz wąziutkich uliczek i zakamarków, w których toczy się codzienne życie mieszkańców, pośród bielonych domków z niebieskimi i błękitnymi okiennicami, placyków, ławeczek, kościółków docieramy do stromych kamiennych schodów prowadzących do klasztoru. Widok z góry jest wart wspinaczki. W tym małym, klimatycznym miasteczku za każdym rogiem czekają na odwiedzających pocztówkowe widoki. A widoki to nie wszystko. Trzeba jeszcze spróbować lokalnych przysmaków, których jest tu kilka, ale zwrócę uwagę na 2 szczególne. Pierwszy to „sumada” bezalkoholowy likier migdałowy i przepyszne lody pomidorowe. Ich smak jest zupełnie zaskakujący, ale wcale nie tak jak można by się tego spodziewać 🙂
Tłok widoczny na zdjęciach tworzy nasza 170 osobowa grupa badawcza 😉